City to Surf

W niedziele około 70.000 narwańców zebrało się w okolicach Hyde Parku, by rozpocząć bieg, którego uwieńczeniem miało być zdobycie Bondy. Umysły rozgrzane rozpoczynającą się olimpiadą ruszyły z samego rana. Skąd o tym wiem? Nie z telewizji, której nie mamy, radia, którego nie słuchamy gdyż ustąpiło miejsca w kontakcie grzejnikowi, czy gazety, której nie przeczytałam (ciężki tydzień uwieńczony intensywnym piątkiem -> słaba kondycja fizyczna i psychiczna przez pół weekendu). Ta podziw budząca akcja objawiła mi się w trakcie próby dotarcia do zatoki, gdzie osiągnąć miałam ukojenie na spokojnych okolicznych wodach.

Cóż to był za widok, początek biegu co prawda, ale ludzie pełni energii, z uśmiechem na twarzy i słuchawkach na uszach. Ponieważ frekwencja w biegu była wysoka, musieliśmy chwile poczekać by móc wbiec w tłum, przebiec z nim 100m i w ten sposób przedostać się na drugą stronę ulicy. Ale to co przeżyliśmy w trakcie tych kilkunastu sekund napawa me serce dumą. Biegłam z żołnierzami Lorda Vadera,  króliczkami playboya, gorylem w towarzystwie banana, pary  w wieku moich dziadków i  tych niehonorowych wspomagających się wózkami  z Colsa.

Moje rozleniwione i wymęczone nieprzespanymi nocami, rozrywkami i papierosami ciało było mi wdzięczne, że nie wystawiłam go na taką próbę. Mimo wszystko żałuję. Lecz pamiętam, że był taki jeden moment, chwila, gdy zarwała się chmura i lunął deszcz, w której na mojej twarzy malował się uśmiech…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *