Odkąd przyleciałam wszędzie widzę dbających o siebie ludzi. Biegają, ćwiczą, grają i dobrze wyglądają. W przerwie na lunch można spotkać grupki znajomych, którzy spotykają się w parku by przez godzine pograć w nogę, rugby albo te inne różne gry. Ja to raczej oglądałam w tv i to tylko wtedy jak mieszkałam z Augustem i czasem wypadało, żeby włączył coś “męskiego”. Ludzie garną się tutaj do robienia czegokolwiek, byle nie marnować czasu. O statnio widziałam w parku grupę ludzi, którzy postanowili nauczyć się w trakcie lunchu żonglować piłeczkami.
Mimo wszystko w większości przypadków ludzie biegają
Odwiedziliśmy już z T pare knajpek, polecam zwłaszcza Bill&Toni’s n Stanley St. – świetne jedzenie i jeszcze lepsze ceny, i stwierdzam, że wszędzie i wszystko je sie pałeczkami. Oczywiście można zawsze wziąść sztućce, ale nikt tego nie robi. T radzi sobie wyśmienicie, a ja sobie “radze”.
Mamy też na Oxford St mały bar, gdzie podają świeżo wyciskane soki z czego tylko się chce. Mieszają dosłownie wszystko. Ja zażyczyłam sobie dzisiaj marchewke z jabłkiem i jakimś dziwnym zielskiem co podziałało lepiej jak dobra kawa o poranku.
Miałam też już pierwsze starcie z pająkami. Co prawda nie zdążyłam ich zobaczyć ale i tak ostro się wystraszyłam. Jako fascynatka przyrody zwiedzam tu każdy park po kolei. Wczoraj była kolej na Centennial Park. To największy park w Sydney. Mają tam kilka stawów, kupe ptaków i papug, które wszędzie siedzą i małe bagna. Można też zaadoptować drzewo i patrzeć jak rośnie. Po przeczytaniu książki “It’s not how good you are, it’s how good you want to be” – prezent od T, poszłam pospacerować po bagnach. Mają tam taką drewnianą dróżkę i co jakiś czas przystaje się, żeby przeczytać co jest w danym zakątku, jakie robactwa ale też ptaszki i roślinki. Była tam taka ogromna paproć. Stanęłam sobie pod nią i zaczynam czytać, że sprowadzili ją specjalnie z bla bla i że chowają się w niej wszystkie okoliczne pająki i żeby raczej pod nią nie stawać. Jak miałam pod nią nie stawać skoro chciałam przeczytać kartkę! Uciekłam dosyć szybko i sprawnie i przez cały bieg miałam wrażenie że coś po mnie łazi. Na koniec weszłam w moich japonkach na ichnie moke tereny, po czym sie zgubiłam. Ostatecznie obeszłam cały park. Miałam tam być godzine, byłam z 4.
Na koniec dzieło naszego osobistego pająka.