Okazuje się, że moje dziecko reaguje na wszelkie środki lokomocji tak jak i ja – sen. Głęboki, miękki i pachnący. Tak słodki, że padłam i ja. Po schemacie. Mia dostała od stewarda ID podróżnika (yup yup) i teraz dziewczyna musi już jeździć. Co prawda chciała je zjeść, po czym porysować nim okno, ale i tak sie liczy.
Podróżowanie z dzieckiem jest fajne. Dziecko śpi z nami w łóżku i co najmniej pięć razy w nocy przekręca się o 180 stopni i kopie mnie w twarz. Ale jak rano wygląda jak anioł, pobicie nocne przestaje się liczyć.
Także w restauracjach jest fajnie, bo dziecko nie pozwala jeść, bo chce się wygłupiać. Wtedy przydaje się partner. On je zimne, a ja ciepłe. Czyli udany deal.
Jest zwiedzanie, zamki, ściganie światła, zabawy w fontanie i rozmowy z fajnymi ludźmi.
Potrzebowałam wakacji.