Corrientes – powrót do Argentyny


W Lonely Planet jest napisane, że Corrientes nie jest miastem dla backpackersów i że ciężko je polubić. Próbowałam, przegrałam. Wpierw pokonałam trasę 3 km z terminalu autobusowego do miasta na piechotę, bo nie miałam monet na autobus (sztywna zasada nie ma monet = nie ma jazdy), po czym złapało mnie tak intensywne rozwolnienie, że zaczęłam prosić ludzi, by pozwolili mi użyć ich toalety. Podróżowanie nie jest zawsze łatwe. Ale nie chodzi o takie drobnostki. Poszłam do parku – pełen śmieci, na wybrzeże – pełne śmieci, port też nie powalił – pełen wraków. Pomyślałam – hey, czas coś zjeść, z tym , że ludzie mają tu wyjątkową manierę wypraszania mnie z restauracji! Zjadłam, miałam jeszcze colę, ale pani poprosiła, żebym zamówiła coś więcej, lub sobie poszła. W kolejnym miejscu podobnie. Obiecuję, że się myję i swoje ubrania też, więc nie łapię o co chodzi. Jestem miłą dziewczyną ze wsi, zawsze mówię dzień dobry i dziękuję. Kolejny gwóźdź do trumny mojej opinii – wszystko jest zamknięte pomiędzy 12-17. Wszystko. Nie lubię Corrientes.

Iguazu

Bilet na nocny autobus z Buenos Aires do Iguazu – 422 peso
Pokój w hostelu (znów wsadzili mnie do męskiego, 10 osobowego, zapuszczam włosy) – 40 peso
Kanapka i kola w supermarkecie – 10 peso
Wstep do parku – cenny.



W Argentynie panuje obrzydliwy zwyczaj podbijania cen dla obcokrajowców, zwłaszcza tych spoza Ameryki Południowej, nie rozmawiamy o kilku peso, ale skali 20 dla szczęśliwców i 100 dla gringo, bo wszyscy nimi jesteśmy. Kiedyś dyskryminowano ciemny kolor, dzisiaj płacę i to dosłownie za bycie białą.

Ludzie mówili że trzeba to zobaczyć, a ja słucham ludzi. Niektórych mniej, bo mają dużo do powiedzenia, kiedy nie mogę się skupić na ich głosie.

Spotkałam Polaków, można nas spotkać wszędzie, czy to nie urocze stwierdzenie?

Buenos Aires

Usiedliśmy wieczorem przy piwie, chłodząc się po upalnym dniu, odganiając komary i rozmawialiśmy o tym, kto, gdzie, kiedy i ile razy był obrabowany w Ameryce Południowej. Było tego sporo, australijczyk dwa razy w jednym tygodniu w tej samej dzielnicy Buenos Aires, na głównych ulicach, raz zacisnęli mu obręcz na szyi. Innego straszyli zakrytym palcem, który miał być bronią, więc odmówił wypłaty gotówki, ktoś dostał sprejem pieprzowym po oczach.




To wieczorem, a w dzień chodziłam po mieście ze wszystkim. By być lepszym celem spacerowałam z kubkiem ze Starbucks, piłam mate z bezdomnymi w parku, odpowiadałam na każdą zaczepkę, podchodziłam do każdego, kto mnie wołał. To chyba tak w ramach tęsknoty za T. Moja mizerność musiała być widoczna, bo nikt nie chciał moich pieniędzy a wszyscy chętnie słuchali o T.

Poszłam na steka do dziwnej knajpy. Kelnerzy około 60-tki, w białych koszulach, kręcący biodrem, gdy z radia leciał żwawszy rytm. Na przeciwko siedział starszy Argentyńczyk, uśmiechaliśmy się do siebie żując mięso.


Rozmawiałam z chłopakiem mieszkającym na ulicy, śpi na swojej kanapie, powiedział, że też mogę tam spać, ale wróciłam do hostelu.

Z Argentyny do Urugwaju

Po Mar del Plata jestem nadal optoczona piaskiem jak schabowy panierką. Nic nie muszę. Wylądowaliśmy w Buenos Aires, nie ma biletów na nocne do Montevideo, nie kąpałam się od kilku dni. W ostatnim autobusie nie puścili filmów dranie, dali za to woreczek ze słodyczami. Wolę film.



Jest 21:00, po całej akcji organizowania biletów 24:00, więc zostajemy na terminalu autobusowym. Rozkładamy matę przy gniazdku, jest net. Piszę, a T śpi lub biega na papierosa. Gdy ostatni autobus odjeżdża zostajemy my i bezdomni. Wciąż ktoś podchodzi i prosi o pieniądze. Śpimy na terminalu ale chyba wyglądamy na bogaczy. W końcu wygląda się jak się czuje, a ja czuję się bardzo dobrze.

Na promie zajmujemy miejsca w 1-szej klasie, to były ostatnie bilety. Nie dali szampana, tylko fotele większe. Po 3 godzinach dopływamy do Colonia del Sacramento. Jest gorąco, więc idziemy na lody, potem kupujemy talerz mięs i upał się kończy ustępując burzy. Namiot rozkładamy w deszczu. Ciepła woda jest od 20:00, a łazienka przypomina te w więzieniu – ogromne pomieszczenie z kilkoma rurami wystającymi z sufitu. Nie można zamknąć drzwi.