Puerto Princessa to wioska rybacka, w której co rano skosztować można świeżego, bo prosto z morza, żółtego tuńczyka.
Port to skupisko domów na palach, połączonych drewnianymi pomostami w postaci rzuconych luzem desek.
Pod deskami woda, w wodzie zbiór wszelkich śmieci wyrzuconych z domów. Chodzimy tymi korytarzami i próbujemy dojść do otwartej wody. Co jakiś czas zaglądam przez otwarte drzwi do któregoś z kolei domu i zdaję sobie sprawę z pewnej prawidłowości. Ludzie nie mają tu łazienek, śpią na podłodze, ale każdy ma telewizor i to nie byle jaki.
W całym tym bałaganie odnaleźć można harmonię. Naokoło biegają uśmiechnięte i sympatyczne dzieci. Jedna dziewczynka pyta mnie o imię. Gdy spotykam ją po kilku godzinach, krzyczy do mnie “hi Marta”.
Piękne robisz te foty Marta!
dziekuje i wzajemnie :)