Similian Islands

Gdy zaczyna się dzień o 4, zaś kończy o 20, nie ma nic lepszego, jak wejść na łódź i popłynąć na kilka dni w morze. Tak też zrobiliśmy. I pięknie było, wszędzie biel mieszała się z błękitem, słońce, ryby i i pewnie więcej bym napisała, gdyby nie fakt, że wraz z pozostałą żeńską częścią załogi dużo czasu spędzałam w odosobnieniu, czekając, aż mój żołądek pokocha tą łódź tak jak i ja.

Jeśli ktoś z was nurkował 5 minut po rozmowie z muszlą klozetową wie jakim nietypowym aczkolwiek wyjątkowym jest to przeżyciem. Dołączcie do tego silny prąd i jesteśmy w tym samym miejscu.

Dobrego początek

Po dwuch latach od ostatniej wizyty stwierdzam, że Tajlandia się nie zmieniła. Nadal słyszę “luki luki”, nadal jedzenie rzuca na kolana i wyciska łzy z oczu (nawet jak proszę o mało ostre), jest gorąco, zielono, błękitnie, zwyczajnie przyjemnie.

Pierwsze dni spędziliśmy w Kaoh Lak, jako że jest to baza wypadowa na Similian Islands. Pozwoliliśmy sobie od pierwszych minut na totalne szaleństwo, także jedliśmy ile się da, popijaliśmy owocowymi szejkami i piwem, wchodziliśmy wszędzie, wbiegaliśmy do wody, grzebaliśmy w piasku.

Tęskniłam, jestem spowrotem.