Bali żegnamy na lotnisku w Denpasar, a wcześniej spędzamy tam noc (to już tradycja, że latamy w środku nocy/wczesnym rankiem i oszczędzamy na hotelach ogrzewając posadzkę na podłodze terminalu).
Przed wejściem widzę grupę backpackersów śpiących na ziemi, zastanawiam się przez chwilę czemu nie śpią na terminalu, okazało się, że mają oni doświadczenie, które my dopiero nabędziemy.
Rozkładam się na połączonych krzesłach i zasypiam. O 3:00 budzi mnie ochrona i wyprasza poza terminal. Pytam czemu, odpowiadają, że od 3-5 rano terminal jest zamknięty. Informuję ich, że za godzinę mam check in, więc to mało prawdopodobne, odpowiadają, żebym wyszła. Obok nas spała Australijka, która prosi ochronę, by pozwolili jej zostać, bo jest sama i boi sie kręcić w nocy po okolicy, bo siedzi tam sporo miejscowych, którzy będą ją zaczepiać. Ochrona odpowiada “ok, ok, idź już stąd!”
Tak spędzamy chwilę w McDonaldzie, a o 4 mamy jednak check in, więc lotnisko otwierają po 30-stu minutach.
Morał? Bazując na naszych doświadczeniach stwierdzamy, że nie ma miejsca bardziej turystycznego od Bali. Na plażach podążały za nami masażystki namawiające do swoich usług, odpuszczały, gdy przejmowali nas właściciele stoisk, a ci dopiero na rzecz taksówkarzy. I tak w kółko. Ceny są zawyżone nawet na marketach, transport wielokrotnie droższy niż na sąsiednich wyspach i zdecydowanie nie jest to miejsce, gdzie zaoszczędzisz.