Kuchnia po tajsku

T uwielbia gotować, ja zostałam przymuszona okolicznościami i tak wspólnie wylądowaliśmy na kursie tajskiego gotowania.

Wpierw odwiedziliśmy lokalny market i poznaliśmy odpowiednie przyprawy i zioła oraz usłyszeliśmy jak ich używać.

Następnie wraz z zakupami pojechaliśmy do szkoły. Każdy miał swoje stanowisko, palnik, garnki i wszelkie inne, potrzebne oprzyrządowanie oraz składniki.

Zaczynamy naukę od zupy krewetkowej pikantno – kwaśnej (Tom Yam Gong), aż dziwne jak szybko można ją zrobić, następnie zielone curry z kurczakiem, bananowe spring rolls i przechodzimy do smażenia na woku. Pad Thai jest prosty i przy okazji przeze mnie ulubiony, więc poszło bez problemów. Za to przy kurczaku z orzechami buchnęło ogniem prawie w twarz. Tak, gotowanie ekspresyjne nie jest mi już obce.

Najsmaczniejsza część została na koniec, czyli zjedzenie wszystkiego, co się przygotowało.

Chiang Mai

Chiang Mai został przystosowany do potrzeb obcokrajowców. Znaleźć tu można wygodne noclegi, dania kuchni całego świata, tanie piwo i rozrywki wszelkiego rodzaju. Jedną z najprzyjemniejszych był niedzielny nocny market. Zabawa polega na chodzeniu zamkniętymi w tym celu ulicami i nabywaniu “potrzebnych” dupereli za przystępną cenę. Są również stanowiska z jedzeniem, w których można się za chwile zasiedzieć, bo jak odmówić sobie np sushi za $1.

Pozostało także to mistyczne piękno – promienie zachodzącego słońca odbijające się w dachach świątyń i modły mnichów.

Spacer po Yangon

Taksówkom odjechałam od dzielnicy, w której znajdował się nasz GH jakieś 7 km i postanowiłam wrócić na piechotę, żeby lepiej poznać miasto. Po 2 km straciłam bezpowrotnie klapka. W konsekwencji szłam 5 km przez zaplute ulice Yangonu na bosaka, ku uciesze lokalnych. Moje stopy przejęły czerwony odcień beatle nut i nawet szczotka miała problem z jego usunięciem.