Barcelona – Jedliśmy za dużo – Część II

Jeśli ktoś spyta mnie co robiłam w Barcelonie, ze wszystkich innych na pierwsze wysuwa się słowo – jadłam. Bo jadłam codziennie w małych odstępach czasu i dużo. Dzień rozpoczynaliśmy na markecie, gdzie po filiżance kawy i omlecie hiszpańskim tudzież sałatce z owoców morza, kupowaliśmy bagietke z pyszną wędzoną szynką “na później” plus siatke owoców i warzyw. W między czasie tosty z sobrassadą, którą uwielbiam, churros z gęstą czarną czekoladą, tapasy ze wszystkim co dziwne i nietypowe, palea w najlepszym towarzystwie, clara i cava na popitke, micha mięsa, micha rybna, nawał myśli w stylu jestem pełna ale zjadłabym więcej.

Fishing Games

Z wiekiem moja miłość do weekendów kwitnie i umacnia się coraz bardziej. W piątek rano, tuż po przebudzeniu, czuję dreszcz podniecenia. Gdy zbliża się 6 pm, moje receptory szaleją i nagły przypływ energii pozwala z wyjątkową prędkością ale i wrodzoną gracją opuścić miejsce pracy. Dołączając do mych wewnętrznych doznań znajomych z domem w Jervis Bay, tworzy się coś na ramy ekstazy. Bo co może być lepszego jak lokum przy plaży, bagażnik wypchany sprzętem do łowienia ryb i chęć do ich łowienia.

Wiosna w tym roku nie należała do najbardziej słonecznych, co z pewnością tworzy uczucie ciepła przy sercu Augusta, co jednak sprzyja wyprawom.

Dzięki uprzejmości Richiego, już po 3 godzinach jazdy przebijaliśmy się przez gęsty las, by zobaczyć plażę. Nie mieliśmy latarki, było ciemno, nie widzieliśmy ścieżki, czuliśmy gałęzie na twarzach, próbowaliśmy używać zapalniczki ale Richie sie popażył. Po przedostaniu się na plażę myśleliśmy o czekaniu z drogą powrotną do wschodu. Niesamowite jak ludzie boją się zmaterializowania strachu zaczerpniętego z horrorów. Jedno jest pewne, gdy widziałam światło przebijające się przez drzewa, byłam pewna, że zaraz coś się stanie (wampiry, dzikie zwierzęta, świry).

Cały weekend opierał sie na chillałcie i łowieniu. Późne wstawanie, kupowanie robaków i wylegiwanie się na plaży. Mieliśmy ambitny plan jedzenia jedynie tego, co upolowaliśmy, ale okazało się, że wody pełne były trujących ryb, tych co ze stresu sie nadmuchują. Nasz bohater T. złowił jedną nadającą się do zjedzenia, lecz po debacie uznaliśmy, że nie wykarmi całej 4-ki, więc postawiliśmy na steki.

W nocy pakowaliśmy się do auta i jechaliśmy na pobliską polanę wyczekiwać na ścigające się kangury, widzieliśmy jednego jedzącego. Za to następnego dnia zagrodziły nam drogę w środku miasteczka. Zwierzęta się mszczą!