Jedno z tych miejsc, które zawsze chciałam zobaczyć – ogromne porzucone wesołe miasteczko, otoczone dosyć gęstym w drzewa parkiem. Stare maszyny pokryte pajęczynami i liśćmi, nadal kręcący się przy silniejszym powiewie wiatru diabelski młyn, porozrzucane po terenie wagoniki w kształcie łabędzi i panów samochodzików.
Miałam do niego dwa podejścia. Pierwsze skończyło się po godzinnym czekaniu i godzinę przed turą. W ciągu weekendu można skorzystać z dwóch wycieczek o 13 i 16. Wystarczy przyjść chwilę przed daną godziną i zarejestrować się upana stojącego przy beczce. Trwają one około 2 godzin i połączone są z wywodami przewodnika w języku niemieckim. Mój “prawie niemiecki” nie był na tyle silny, żeby rozumieć historie o handlu narkotykami, więzieniu, bankructwie i rodzinie prowadzącej kiedyś ten park, także odłączyłam się od grupy i razem z T. chodziliśmy sami. Park zamknięty został w 2002 roku i od tej pory nikt nie zdecydował się na jego przejęcie. Więcej dowiedzieć się można z dokumentu Achterbahn, który bardzo polecam. Jeden z przykładów na to, że życie potrafi być nieraz bardziej skomplikowane i przewrotne niż scenariusz filmu.