Wycieczka na Dolny Śląsk. Jedziemy w Sokoliki.

Zaledwie kilka godzin drogi od Berlina leży cudowne miejsce, o którego istnieniu do tej pory nie wiedziałam – Sokoliki.

Jedyne co zakładałam jadąc tam, to że powłóczę się po lasach, skorzystam ze złotej polskiej jesieni i pośpię pod namiotem. Zastanawiałam się przez chwilę nad budzeniem się rano w kałuży gdyby padało, ale usłyszałam, że są w Taborze (gdzie się zatrzymaliśmy) drewniane podesty, na których można się rozbić, także problem odpada. Sam Tabór leży w pobliżu skałek, na obrzeżach lasu i jest miejscem cudownym. Zero elektryczności czy światła, do toalety chodzi się nocą z latarką, jedzenie gotuje się na butlach gazowych, o ile zabrało się naczynia. Nasza mała grupa miała za sobą nawet włoski ekspres, więc dzień rozpoczynaliśmy od świeżo zaparzonej kawy.

A po kawie i śniadaniu marszem w las. Oczywiście kierunek skałki. Razem z T. absolutnie nie pisaliśmy się na wspinaczkę, nawet zapowiadaliśmy, że interesują nas tylko i wyłącznie spacery po lesie. Jednak na pytanie czy chcę spróbować odpowiedziałam tak i skończyło się na wielkiej miłości, ekscytacji i satysfakcji. Nie wiem czy ktoś z was wspinał się po skałkach. Nie jest to proste, czasem nie miałam pojęcia co zrobić dalej, jednak dzięki uporowi i świetnych wskazówkach Marcina i Agi, osiągnęłam cel i to kilkukrotnie. Zdecydowanie nie był to ostatni raz, a świnka skarbonka ma już kilka pierwszych miedziaków na sprzęt.

Franz Josef Glacjał – Nowa Zelandia Wyspa Południowa

Po ominięciu kilku zim w Australii, w okolicach glacjału poczuliśmy się jak w domu. Patrząc na wodospad w postaci lodu staczający się z góry i czując ponad 20 stopni i lato naokoło ciężko było to połączyć. Gdy dali nam kurtki, czapki i rękawiczki, patrzyłam na to z uśmiechem, bo przecież jest gorąco, ale zapewnili, że sie przydadzą. Do początku lodu dotarliśmy po 30 minutach marszu przez specjalnie przygotowany szlak. Wejście na glacjał organizuje tylko jedna firma, z innymi można podejść pod, ale to samo można zrobić samemu.

U podnóża założyliśmy raki i ponieważ zrobiło się chłodnawo, również kurtki, czapki i rękawiczki. Temperatura spadała wraz ze wspinaczką i wówczas dziękowaliśmy za dodatkowe ubrania. Przewodniczka należała do mniej wybitnych, co nie popsuło nam przeżyć, widoków i dobrej zabawy. Wspinaliśmy się specjalnie przygotowanymi szlakami, czasem wybitymi w lodzie schodami. Przebijaliśmy się również przez lodowe szczeliny i niektórzy symulowali spadanie w przepaść.

Jako nagrodę za wspinaczkę obejrzeliśmy przepiękny zachód słońca nad pobliskim jeziorem.