Chollitas wrestling

Something that can not be missed. I have already elaborated about my weakness for chollitas, but I must say that chollita’s wrestling is a unique spectacle and the experience is priceless. It was a little pretense, perhaps some tricks seemed to be too obvious, especially when the opponent crashed bag of paint on chollita’s head… There was face sitting, throwing a fighter into the crowd, throwing popcorn, buzzing and cheering. The most fun had of course locals, who approached the subject seriously and I’m keen to think they find it all real…

Zapasy w wykonaniu chollit

Coś, czego nie można przegapić. Rozpisywałam się już o mojej słabości do chollit, ale wrestling w ich wykonaniu to widowisko bezcenne. Było troche udawania, może nawet zbyt widocznego, zwłaszcza, kiedy przeciwnik rozbił chollicie woreczek z farbą na twarzy… Było siadanie na twarzach, rzucanie zawodnikiem w publiczność, rzucanie popkornem w zawodników, buczenie i wiwatowanie. Najbardziej bawili się lokalni, dla których walki są wyjątkową rozrywką oraz którzy podchodzą do tematu poważnie.

Farma, swinie i wrestling

Pomysł przedni, niestety do realizacji nie doszł bo świnka (podobno 150 kg) padła przed naszym przyjazdem. Było za to 400 arów farmy do naszj dyspozycji.

Wszystko na około było inne i swojego rodzaju wyjąkowe. Począszy od domu, w którym mieszkaliśmy i który w ramach kawalerskiego życia nie był sprzątany od kilku lat. Pełen myszy, karaluchów, brudu wszelkiego rodzaju, żab pod prysznicem i w wannie, oferował wszystko, czego potrzeba do udanego weekendu. Był stół do bilarda, lodówka pełna świerzo ubitej krowy i poroża jeleni, kolejna pełna alkoholu, ogromny stół i mieszanka obywatelska. Ulubionym stał się taras, z którego widok rozciągał się na farmę. Żadnych domów w okolicy, żadnych zabudowań, tylko zieleń i biegające w oddali jelenie.

Gospodarze zaplanowali dla nas moc rozrywek. Gwoździem programu było picie, począwszy od śniadania do wieczornej utraty przytomności. Dodatkowo:

– jazda na fotelu przymocowanym do oderwanej maski samochodu, ciąniętym po trawie za cięzarówką,
– nocne biganie po farmie z latarkami przymocowanymi do głowy,
– pościg za sarnami i jeleniami, nie zgodziliśy się na polowanie,
– objeżdżnie farmy trzymając się rury na naczepie,
– podziwianie dingo polująego na uciekające przed autem kangury (dorwał i zjadł ale już nie zostaliśy popatrzeć),
– skakanie z drzewa do jeziora, zaraz przy wodospadzie (tu brawa dla T.),
– jazda na crossie,
– PROWADZENIE TRAKTORA!!!
– podziwianie najbardziej nietypowego ukłdu tanecznego jaki w życiu widziałm.

Czas minąl  zbyt szybko, ale wspomnienia zostaną, a między nimi widok świerzo urodzonej krówki i choinki z poroża. Plus bardziej “organicznie” jeśc  nie mogłam.