Machu Picchu

I’ve seen Machu Picchu on TV once few years ago. It looked very impressive, but I’d never say, I’ll be able to go there and see it live. And yet here I am, climbing hundreds of huge rocky stairs at 5 am (they didn’t mention it in a program). While we were whole wet, lazy tourists kept passing us in buses. We hate them even more, when we find them eating ice creams on the top while we smell like lamas.



Everyone keeps repeating that it’s important to get there very early in the morning, so you can make it as one of first 400 people, that will climb Wayna Picchu. To make it clear – we got there around 8 am and I was 68th. I went down around midday and people were still climbing up. Wayna Picchu has a few steps up, but after a morning climb it was like a Sunday walk.



It’s pretty hard to express the beauty of at this place. How many times can I write that it was unique, impressive and that it blows up my mind. That’s exactly what it is! I was sitting on a top of Wayna Picchu for few hours, because I wanted to remember as much as possible. And after my heart’s decided to work with a regular speed again, we’ve started to do yoga on one of a terraces. Alfonso was doing his best with instructions for me and Claire while I couldn’t relax, because each time I did “a dog with a head down” I saw a gulf.






Machu Picchu feels the best in late afternoon, when big organized tour groups leave and it’s possible to walk through the ruins in silence.

Machu Picchu

Machu Picchu widziałam kiedyś w jakimś programie podróżniczym i pomyślałam, że fajnie miejsce, za czym absolutnie nie szło “na pewno je kiedyś zobaczę”. A zobaczyłam, lecz najpierw wspinałam się o 5 rano po setkach sporych rozmiarów kamienistych schodów. W trakcie naszego wysiłku, któremu towarzyszyło notoryczne zalewanie się potem, leniwi turyści mijali nas w autokarach. Nie pałaliśmy do nich sympatią (oni na górze nie pachnieli lamą), a gdy odkryliśmy, że jedzą na górze lody za jakieś $4, postanowiliśmy skreślić z listy potencjalnych przyjaźni. Tak, w kraju, który ma własną walutę, na Machu Picchu ceny podawane są w dolarach amerykańskich. Lunch w restauracji na przykład to $36. Porównując to z lunchem, który można zjeść na targu za $1, łatwo sobie przyjemności odmówić.



Wszędzie naokoło słyszałam, że to bardzo istotne, żeby wspiąć się na Machu Picchu z samego rana, gdyż daje to możliwość wejścia nawet wyżej, czyli na Wayna Picchu. Tak też zrobiliśmy, by zorientować się, że w sumie wejść może 800 osób, nie 400 i po 12:00 nadal wchodzą, czyli spieszyć się tak bardzo wcale nie trzeba. Wayna Picchu wymaga przeprawy przez kolejnych kilka setek kamiennych schodo-głazów, lecz po porannym treningu, to dla mnie jak niedzielny spacer po parku.



Wrażenia ciężko opisać, ile razy można powtarzać, że miejsce jest piękne, niesamowite, powala, sprawia, że serce się cieszy… A to wszystko prawda. Siedziałam na szczycie góry przez kilka godzin, bo nie mogłam się napatrzeć. A gdy mięśnie odpoczęły i serce się uspokoiło, zaczęliśmy ćwiczyć jogę na jednym z tarasów. Alfonso dał z siebie wszystko, instruując mnie i Claire, zaś ja przy każdym psie z opuszczoną głową patrzyłam w przepaść, co nie służyło najlepszemu relaksowi.






Najprzyjemniej robi się późnym popołudniem, kiedy liczne, zorganizowane grupy wracają autokarami skąd przyjechały i można chodzić po ruinach Machu Picchu w ciszy i (w moim przypadku) w deszczu.