Bariloche w biegu

W Bariloche zawitałam 24 grudnia ok 18 wieczorem. Na terminalu nie było bankomatu. nie było również możliwości zakupienia biletu do El Calafate, więc z buta powędrowałam do miasta. Bagatela 3 km do centrum, ale w trakcie spaceru z dwoma plecakami i torbą wiać zaczął niesamowicie silny wiatr, a po chwili z nieba spadł grad. Witamy w Patagonii. W hostelu od razu zapytano mnie, czy pragnę dołączyć do świątecznej kolacji – pragnęłam.Tak, zamiast spędzić noc wigilijną w autobusie, zjadłam świnię w uroczym towarzystwie. Duch świąt zawitał w sercu mym.

Bariloche obejrzałam z biegu, w trakcie organizowania biletów. Nie jest to łatwe w pierwszy dzień świąt, kiedy każde okienko otwarte jest przez godzinę w innej godzinie. To, co mogę powiedzieć, to że mają genialne czekoladki, jezioro, naokoło którego widać szczyty i bardzo dużo turystów, co w danej chwili działało na plus, bo przez całe Chile nie spotkałam ani jednego. A święta jak te mogę mieć co roku.