Święta! Wesołych Świąt!

Święta w Australii kojarzyły mi się z upałem, wylegiwaniem się na plaży, butelkami wody w torebce, roznegliżowanymi ciałami na ulicach i „o kurwa powinniśmy być już w domu, bo to przecież Święta”.

No cóż, wyszło troszkę inaczej…Od paru dni pogoda była jak w Polsce o tej porze roku…zimno, pochmurno, padało, z tym że deszcz a nie śnieg, na ulicach ludzie walczący z parasolami i deszczem no i wszyscy mieli wymalowane na twarzy „o co chodzi?!”

Przez chwile myślałam, że nic z tego nie wyjdzie, bo każdy był po prostu rozczarowany pogodą. Od miesiąca rozmawiaiśmy o szczegółach grilla na plaży Tamarama, gdzie są idealne paleniska. Miały być koce, dużo jedzenia, wino i kupa  ludzi. Po kolei ci ludzie dzwonili i pytali „co sie dzieje”.

Ostatecznie po kilku zmianach impreza odbyła się u nas.

   

 

Umówiłyśmy się z dziewczynami na wspólne gotowanie, one się spóźniy, na wstępie wypiłśmy po lampce, potem jakoś już te lampki popłynęły.

 

 

Święta wyszły zabawnie. To chyba najlepsze słowo. Była ryba po grecku, polska kiełbasa, bannana bread, kiszone i szaszłyki wegetariańskie. Miało być międzynarodowo, wyszło inaczej. Po paru kieliszkach wina bardziej skupiliśmy się na kolędach niż na nastroju świątecznym. Była loteria prezentowa, było śpiewanie, za dużo jedzenia, australijskie niespodzienki z koroną i przepowiednią na następy rok, tańce, rozmowy i głębokie przemyślenia w stanie głębokiego upojenia.Poszło kilkanaście butelek wina, bo w święta nie wypada pić, na koniec leżeliśmy na dywanie. Jednak polska tradycja została zachowana, bo George Michael błyszczał na tej imprezie no, padało, no i przez dluzszy czasu udalo sie byc na linii z Augustem.

 

Następnego dnia, pierwszy dzień świąt, było pięknie. Poszliśmy z T na plaże i opalaliśmy się w czapkach mikołaja, jak i połowa plaży. Nastrój się udzielił. Za bardzo, bo jesteśmy poparzeni. Zastanawiam się jak wyjdzie sylwester.