Miasto porzuconych parasoli

Pada, nie za często, ale jednak. Ponieważ ludzie nie są do tego przyzwyczajeni, miasto tonie w porzuconych parasolach. Nie chodzi nawet o to, że niekt nie ma parasola, ale o to, że daszcz to zazwyczaj niespodzianka, wiec jak już zaskoczy, to najłatwiej zaopatrzyć się w taki za dolara. A minusem tych za dolara jest oczywiscie to, że sa głównie jednorazowe, czasami nawet pól. Za minusami podążają efekty – pełne kosze na smieci i ich okolica a przy tym zaśmiecone ulice.

Cheers!

“Cheers mate!” lub “Cheers” to najbardziej popularne powiedzenie w Sydney. Nie ważne co robisz, czy prosisz o piwo, jedzenie, torebkę, kupujesz samochód, dom, grzejniki, prosisz o naprawienie klimatyzacji. Ostatnio słyszałam to w autobusie od dziewczyny, która dziękowała kierowcy za wytłumaczenie na którym przystanku ma wysiąść. Rewelacja. Proponuę odnalezienie polskiego odpowiednika, coś ala “na zdrowie”. Kupujesz kanapkę, odpowiadasz “na zdrowię”, odbierasz samochód z myjni – “na zdrowię”, płacisz księgowej – “na zdrowię” i życie staje się piękne.

Wczoraj zrobiliśmy z Nico rundę po klubach i pubach. Po drodze spotkaliśmy Eltona Johna aka pimp, mokrą panienkę, hamburgera i tęczowego punka. Gdyby kręcili tutaj “Co za noc” bylibyśmy głównymi gośćmi.