Glaciar Perito Moreno w Parque Nacional Los Glaciares

Kupa lodu i tyle. Ale łódkę wzięliśmy, żeby podpłynąć bliżej. I patrzyliśmy na ten lód, który czasem pęka i spada do wody, przez kilka godzin. Bo to nie taki zwykły lód, ma niebieskie cienie, jest wysoki na 60 m, szeroki na 5 km, długi na 35 km i rośnie do 2 metrów dziennie. A gdy pęka, to echo odgłosu sprawia, że ma się wrażenie, że burza idzie.






A po drodze zatrzymaliśmy się na kawę, jak to na wycieczkach bywa i widzieliśmy stado kóz z dredami przy pupach, które zachowywały się jak psy.



Franz Josef Glacjał – Nowa Zelandia Wyspa Południowa

Po ominięciu kilku zim w Australii, w okolicach glacjału poczuliśmy się jak w domu. Patrząc na wodospad w postaci lodu staczający się z góry i czując ponad 20 stopni i lato naokoło ciężko było to połączyć. Gdy dali nam kurtki, czapki i rękawiczki, patrzyłam na to z uśmiechem, bo przecież jest gorąco, ale zapewnili, że sie przydadzą. Do początku lodu dotarliśmy po 30 minutach marszu przez specjalnie przygotowany szlak. Wejście na glacjał organizuje tylko jedna firma, z innymi można podejść pod, ale to samo można zrobić samemu.

U podnóża założyliśmy raki i ponieważ zrobiło się chłodnawo, również kurtki, czapki i rękawiczki. Temperatura spadała wraz ze wspinaczką i wówczas dziękowaliśmy za dodatkowe ubrania. Przewodniczka należała do mniej wybitnych, co nie popsuło nam przeżyć, widoków i dobrej zabawy. Wspinaliśmy się specjalnie przygotowanymi szlakami, czasem wybitymi w lodzie schodami. Przebijaliśmy się również przez lodowe szczeliny i niektórzy symulowali spadanie w przepaść.

Jako nagrodę za wspinaczkę obejrzeliśmy przepiękny zachód słońca nad pobliskim jeziorem.