Kawa = szczęście

J64A1301

Coś jest na rzeczy z kawą i ze mną. Wszystko zaczęło się właśnie w Australii (znowu) od spróbowania mojej pierwszej flat white. Była pyszna i miała piękny wzorek. Wcześniej piłam kawę z typowego biurowego ekspresu z dolewką zimnego mleka. A tutaj najpierw mielą ziarna, potem zaparzają kawę, podgrzewają i ubijają mleko od zwykłego przez odtłuszczone czy sojowe, po czym łączą oba płyny tworząc na końcu uroczy obrazek. Traf chciał, że przeszłam szybki kurs baristy. W zawodzie nie pracowałam, ale od tej pory lubię zrobić sobie dobrą kawę. Gdziekolwiek jestem, kupuję polecane ziarna, mielę, mam obrządek jej parzenia, podgrzewam mleko, ubijam, po czym siedzę, piję i się cieszę. Prawdopodobnie nie chodzi o samą kawę, ale o wszystko, co jest naokoło, czyli rytuał, który sprawia mi przyjemność, po czym moment spożywania, czyli czas dla mnie.

Odkąd jestem w Sydney wypiłam już co najmniej 12 kaw na mieście, jednak codziennie przed wschodem słońca zatrzymuję się w jednym miejscu. Moment, kiedy barista nie spyta się o moje imię, tylko sam napisze na wieczku Marta i przywita mnie również po imieniu, będzie tym, kiedy poczuję, że jestem w domu.

J64A1298

J64A1296

Kawa przy wschodzie słońca na Bondi

Bondi-beach-0

Bondi-beach-0

Mieszkanie przy plaży było od zawsze moim marzeniem. Bo co jest lepszego jak poranek na piasku przy akompaniamencie kawy i wschodu słońca. Traf chciał, że przytrafiła się taka możliwość i mieszkam blisko wody. Korzystając z jet laga i pobudek o 4:30 rano, postanowiłam zaczynać poranki spacerem na plażę.

Przy pierwszym było niezręcznie, przynajmniej w mojej głowie. Byłam jeszcze nieco zakręcona zmianą strefy czasowej, zegarek wskazywał 6 rano, zaś ja z aparatem szłam sama na plażę. W głowie krążyły myśli, a co jak jakiś Braboy zażąda mojego aparatu, oddać czy nie? Idąc po ciemku co 2 minuty mijał mnie biegacz. Tuż za rogiem jest kawiarnia, w której już ludzie czekali na kawę. Wzięłam swoją flat white (Australijczycy wiedzą jak zrobić dobrą kawę!) i dochodząc do plaży doznałam szoku. Była ona pełna ludzi, pomimo, że do wschodu słońca pozostało jeszcze dobrych 20 minut, ci kąpali się, surfowali, biegali, ćwiczyli, a ja patrzyłam i się cieszyłam. Dodatkowo zachwyciła mnie skala wiekowa, bo nie piszę o 25-cio latkach, ale i o 60-cio latkach. Przede mną ktoś trenuje box z trenerem, obok przebiega pan około 60-tki z trzymając ciężką piłkę nad głową (wow), a ja siedzę, piję kawę i śmieję się na głos, nie z innych, tylko z nadmiaru pozytywnych emocji, które się we mnie zebrały.

Kiedy wracałam do domu podbiegł do mnie chłopiec z deską i spytał o godzinę, widziałam konsternację na jego twarzy, bo nie wiedział, czy da radę wrócić do wody i złapać kilka fal, by nie spóźnić się do szkoły. I takich dylematów chciałabym dla mojego dziecka.

Bondi to najbardziej turystyczna plaża w Sydney, ale przed wschodem słońca należy ona tylko do lokalnych, którzy korzystając z przyjemnie ciepłego początku dnia, odbębniają swoją rutynę.
I jest pięknie i chce się biegać, pływać, surfować i mieć taki styl życia.

Bondi-beach-16

Bondi-beach-0

Bondi-beach-14

Bondi-beach-13

Bondi-beach-12

Bondi-beach-0

Bondi-beach-10

Bondi-beach-9

Bondi-beach-8

Bondi-beach-12

Bondi-beach-6

Bondi-beach-5

Bondi-beach-4

Bondi-beach-12

Bondi-beach-2

Bondi-beach-12