Miałam koszmar, że włamują sie do naszego pokoju i kradną plecak, a ja budzą się w środku nocy, więc ci mnie łapią i trzymają. Chcę krzyczać, ale nie mogę. Wtedy budzi mnie T, bo podobno wołałam o pomoc. Branzoletka z Birmy już chyba nie działa.
Jedyny zegarek jest w ipodzie, więc budzę się co jakiś czas, by sprawdzić, czy już czas. W końcu nadchodzi 6 rano, więc ubieramy się, zawieszamy nadal mokre ubrania na plecakach i wychodzimy, jednak nadal jest ciemno a stołówka zamknięta, nikogo nie widać. Do następnego miasta sporo km, więc wracamy potulnie pod koce i czekamy do 7. W końcu otwierają stołówkę i okazuje się, że mój ipod ma tendencje do zmieniania godziny i wstaliśmy godzinę wcześniej.
Zaczyna się robić coraz stromiej i z kilkoma przerwami jest tak aż do Tal (1700 m npm). Widoki powalają, słońce już wstało i oświetla część gór, inne nadal znajdują się w cieniu.Każde kolejne miasteczko rozczula.
Starsze dzieci chodzą do szkoły w Tal codziennie, a droga zajmuje im często kilka godzin. Na trasie spotkaliśmy dwie dziewczynki, które maszerują 2h w jedną stronę, codziennie. Te małe chodzą po wioskach i zajmują się same sobą.
W kolejnych chatach siedzą lokalni z gołymi stopami. Czasem mają paleniska i gotują. W wiosce jest zazwyczaj jedno publiczne ujście wody i wszyscy chodzą do niego z brudnymi naczyniami i garnkami.
Czasem zdarza się, że nie do końca wiemy, w którą stronę iść. Lokalni dali nam radę – podążajcie za kupami mułów.
Ktokolwiek powiedział, że ten szlak jest prosty, mylił się. Są podejścia tak strome i tak długie, że wysiadają kolana, a chodzenie stopkami ma sens. Czasem pomiędzy wioskami jest dystans 4 km, ale ze względu na strome podejścia, przewidywany czas podróży to 2,5h. Zastanawia mnie, jak te kuce dają radę z ciężarami na plecach, muszą się przedzierać przez strome schody i duże skały. Jedno miejsce tuż za mostem jest widać wyjątkowo ciężkie, bo leży tam już spora warstwa kup.
Na 2200 m npm robi się powoli chłodno nawet, gdy świeci słońce. Wieczorem nasze polary nie dają rady, więc już od 17 siedzimy pod kocami. W domku są szpary szerokości palca, więc temperatura z zewnątrz panuje również wewnątrz, jednak pod kocami nie jest źle, pod warunkiem oczywiście, że sie nie zsuną.
hehe, follow the brown shit road ;)
piękne zdjęcia Marta… zamykając oczy, można sobie wyobrazić, że się tam jest!
Dzięki Jagoda, naladuj jeszcze 10 kilo do plecaka i zrób z tymi zamkniętymi oczami 20 rundek po schodach na 4 piętro i będziesz miała pełen obraz ;)
PS. Szalenie miło było Cie poznać!
hehehe, kochana. miałam kiedyś bardzo niewdzięczną “dźwigającą” pracę – sądzę, że mogę przywołać tamte wspomnienia, co by obraz Waszej wspinaczki w mej wyobraźni był bogatszy… wciąż zazdroszczę, dla takich widoków spakowałabym i 20kg ;)
PS. Ja również się cieszę – to miłe, że podeszłaś, zagadałaś… mam nadzieję, że zerwie się nad Polską jakiś mocny wiatr, który przegoni pył i w końcu się stąd wyrwiecie.. gdzie teraz??? ;)
No właśnie odwołali nam już 2 loty, jutro pewnie odwołają trzeci. Ale co sie odwlecze to nie uciecze ;)