Bohol, Philippines

Pakujemy się na motory i z orzeszkami na głowach zwiedzamy Bohol na własną rękę. Pech chciał, że po zaledwie kilku kilometrach R&M złapali gumę, co skończyło się nieprzyjemnym upadkiem. M zna filipiński, więc po chwili był już opatrywany trawą, a zastępczy motor do nas jechał

Lokalne krajobrazy zapierają dech w piersiach. Soczysta zieleń wydobywa się z każdego zakamarka. Mogliśmy obserwować codzienność lokalnych, czyli obrabianie pól, zbieranie ryżu, transport zwierząt za pomocą motoru, spacerowanie z krowami jak z psami, czy zwyczajne przesiadywanie całymi dniami na schodach.

Pierwszym niewymuszonym przystankiem był park z tansierami – uroczymi malutkimi małpkami, które ze względu na rozmiar ledwo można dostrzec na gałęziach.

Do czekoladowych wzgórz, czyli ok 1200 wzgórz podobnych rozmiarów (do 120m) i kształtów, dojechaliśmy tuż przed zachodem słońca. Dzięki braku drzew mają one niemalże idealny, owalny kształt. Lokalni wierzą, że utworzone zostały w trakcie walki dwóch gigantów.

Droga powrotna w totalnej ciemności. Reflektor motoru dawał światła tyle, co monitor telefonu. Komary i wielkie ćmy zamieniły moją klatkę piersiową w cmentarzysko. Na trasie brak jakiegokolwiek oświetlenia, zaś lokalni chodzą środkiem ulicy, co w połączeniu z nijakim światłem motoru staje się wyjątkowo niebezpieczne. Mucha kończy w oku mym.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *