Pomimo miejsc, które tworzą całość Nowej Zelandii, sama droga jest czymś, czego się nie zapomina. Zewsząd otacza przestrzeń, na którą składają się ciągnące się kilometrami pola, łąki, góry, wzgórza i lasy. Tysiące pasących się wystraszonych życiem owiec, wszechobecne byki, gapiące się krowy, stada jeleni i saren. Gdziekolwiek spojrzysz jezioro z różnymi gatunkami ptaków i kwiatów, a w każdym koncie paproć.
Diabeł tkwi w szczególe, czymś co sprawia, że dane miejsce staje się dla nas bardziej atrakcyjne. Na wyspie znajdziesz najróżniejsze dziwactwa, które wplatając się w otoczenie tworzą coś na rodzaj symbolu. W drodze, zarówno w lesie, na plaży czy polanie widzieliśmy wierze stworzonych z poukładanych na sobie kamieni. Dalej dziesiątki par butów przewieszonych przez płot i zwariowany puzzling world.
<
W każdym, nawet najmniejszym miasteczku jest lokalna piekarnia ze smaczną bułką na śniadanie, zaś po drodze (nie na autostradzie) kupić można na straganie jabłko lub marmoladę domowej roboty i w ten sposób rozpocząć dzień.
Drogi prowadzą przez tunele, mgłę, wbiegające pod koła zwierzęta lub jedno kierunkowe mosty. Zawsze znajdziesz przystanek na kawę lub posiłek i zawsze będzie tam bieżąca woda i godne warunki do załatwienia innych spraw. I zawsze możesz odpocząć. Co kilka kilometrów widzisz znaki zachęcające do rozprostowania kości lub 15-sto minutowej drzemkę. A jak masz ochotę popatrzeć na morze lub ocean znajdź latarnię morską, która z pewnością jest gdzieś w okolicy.
Jednak, jak to w życiu, zdarzały się również tragedie.