Wiosna w mieście

W każdą pierwszą sobotę miesiąca w parku Pyrmont Bay Park odbywają się targi żywności, czyli targi wszystkiego co jest do zjedzenia/wypicia – ciastka, sosy, dżemy, powidła, soki, mięso, itp. itd. Wszystko jest organiczne, wytwarzane lub hodowane w domach, wszystkiego można spróbować i wszystko jest pyszne. Można tam również zjeść organicznego burgera, z organicznymi warzywami i jajkiem z obręczy.

T. kupił słodki ocet, wypiliśmy sok z organicznych pomarańczy i przy każdym stoisku myślałam o Pati i Kubie, bylibyście zachwyceni, tak samo jak T.

W Sydney zaczęła się wiosna i wygląda to tak, jak na załączonym poniżej obrazku. Plaże pełne ludzi, woda pełna surferów. Na Bondi panuje całkowicie inna moda jak w mieście. W centrum kobiety są stylowo i modnie ubrane, biegają na 10 cm obcasach. Na Bondi królują luźne sukienki, krótkie materiałowe spodenki, jeansowe mini i obowiązkowo japonki. Dla facetów kaloryfer na brzuchu, luźne spodenki i deska pod pachą.

Ponieważ to dopiero początek wiosny, pogoda potrafi szybko się zmienić. Po 2 godzinach mojego wylegiwania się na plaży, a T. – rzucania się na fale, pogoda zmieniła się w przeciągu zaledwie 2 minut i ludzie automatycznie, zgodnie i tłumnie udali się do pobliskich barów.

Razem z T. uzależniliśmy się od świerzo wyciskanych soków owocowo – warzywnych, na Bondi robi je jeden Pan Azjata, któremu ciągle wypada jedna część sprzętu i paćka albo klientów, albo sufit. Każdy reaguje na to śmiechem, nikt sie nie irytuje. Sufit jego knajpy wygląda jak po strzelaninie.

Na Bondi jest też najlepsza knajpa w jakiej dotychczas byłam (dzisiejsze odkrycie). Panuje tam totalny luz. Idealne miejsca na czytanie książki przy kawie. Cała powierzchnia otoczona jest ogromnymi rozsuwanymi oknami, parapety służą za stół, naokoło ustawione ławy i wszystko zajęte. Na miejsce czeka się z 15 minut. Knajpa pełna serferów, którzy podrywają wszystko, co się rusza i zaprzyjaźniają się z każdym, kto wejdzie. W powietrzu unosi sie pozytywna energia, wszyscy się śmieją i opowiadają o falach, deskach, falach i planach na wieczór. Kelnerki wyglądają jakby dopiero wróciły z plaży, a knajpy przychodzą sami ich znajomi, bo z każdym się serdecznie witają.

W pewnym momencie obok knajpy przetańcza grupka z bębnami, śpiewająca “hare kryszna”, wszyscy zaczynają klaszczeć, poruszać się w rytm muzyki, pozdrawiać śpiewających. Z chwilą gdy nas minęli, każdy na powrót zaczyna rozmawiać. Pełen luzi akceptacja wszystkiego, co naokoło.

Jedzenie świetne!

Sydney ma świetną komunikacje miejską, przystosowaną do potrzeb mieszkańców, czyli w każdym autobusie znaduje się specjalne miejsce, jakby duży kosz, gdzie podróżni mogą wstawić deski.

Chyba zacznę szyć pokrowce na deski, czuję, że to może być dobry interes…

5 thoughts on “Wiosna w mieście”

  1. Jakoś ciężko mi w to uwierzyć ;)
    na zdjęciach widziałam, że Wy byliście w nowej knajpie Billa, a nie w tej na 433 Liverpool Street Darlinghurst – pierwszej i podobno najlepszej :) może stąd ta różnica.
    u nas dziś słońce :) jesień :(
    farciarze MIŁEGO DNIA, WIECZORU – cokolwiek tam teraz jest

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *