Ziemie Kakadu NP należą do Aborygenów. Zapraszają oni do oglądania, zapoznania z odrobiną historii i poznania ich lepiej przez opowieści. Kwiecień to pierwszy miesiąc okresu suchego, więc część dróg jest jeszcze zalana. Udało nam się przeprawić vana przez jedną rzekę do Ubir – miejsce z historycznymi aborygeńskimi malunkami na skałach, mają one około 5000 lat i robione są w stylu xray. Każdy opowiada jakąś historię. Ponieważ są to okolice jaskiń, komary szaleją pomimo upału.
W okolicy można zatrzymać się na bush-campingu wolnym od krokodyli, za to bogatym w komary. Skurczybyki dostały się jakoś do vana i w efekcie budzimy się cali pogryzieni. Ciekawiej jest w łazience, gdzie wraz z papierem do rąk wyciągam sporych rozmiarów przezroczystą jaszczurkę. Miałam szczęście, że uszłam z życiem. Stojący obok T. nie przejął się moją tragedią.
Nie ryzykowaliśmy już przeprawy przez Cahill’s Crossing, gdzie droga przemieniła się w rwącą rzekę.
Po dłuższej chwili jazdy i kilku zdjęciach kopców termitów docieramy do Yellow Water. Rejs po bagnach pozwala na podglądanie natury w trakcie jej codzienności. Naokoło soczysta zieleń, błotnista woda ukrywająca dziesiątki krokodyli, dzikie ptactwo (w tym biały orzeł!) i piękne lilie wodne.
jestem pod wrazeniem twoich fot
czy ta zielen na trzecim zdjeciu z kakadu jest prawdziwa?
pozdro z labradoru
F (ziomal z warsiawki)
ps podobalo mi sie tez story z fraser i zakupy w airlie beach
zielen najprawdziwsza, dzieki, ze czytasz.