Santa Cruz – tukan plus manicure.

30h autobusy + kilka czekania + 12h w kolejnym autobusie = zasłużyłam na wygodne łóżko i gorący prysznic. Santa Cruz wygrało i dostało mnie w prezencie na kilka dni. Dotarłam tam ok 4 rano, miałam zamiar spać cały dzień, ale skończyło się na 9. Usłyszałam odgłosy jedzących ludzi a ponieważ nie jadłam od jakiś 24h zmusiło mnie to do opuszczenia łóżka.

W hostelu o nazwie Tukan, w którym się zatrzymałam był tukan! Szczęśliwy mały ptaszek, z którym mieliśmy troche zabawy – on ugryzł mnie w nos, ja oddałam, nadal jesteśmy przyjaciółmi.



Miasto nie ma za wiele do zaoferowania, prócz najciekawszym, czyli obserwowaniem życia. Jest też muzeum komunikacji, ale z powodu święta było zamknięte, jakoś przeżyję. Jedno jest na pewno – genialny market ze stanowiskami manicure/pedicure rozstawionymi na ulicy, gdzie za jedyne 80 centów paznokcie przeradzają się w dzieło sztuki. Być może jest taniej dla lokalnych, ale totalnie mnie to nie rusza, za takie cacuszka zapłaciła bym nawet podwójną stawkę.



Na mieście jem wszystko co wpadnie mi w oczy, bo wszystko wygląda smacznie i jest w “Marta lubi” cenach, czyli np 10 centów za dwa genialne budyniowe ciasteczka. Jest też inny powód by się tu zatrzymać – to miasto lodów, genialnych lodów!


Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *