Montevideo

Ze względu na krótkoterminowość wspólnego bycia stawiamy na wakacje. Tak trafiliśmy do Montewideo, tzw. dużego miasta, gdzie pierwszy raz śpię w hotelu. Wchodząc przez drzwi w głowie brzęczy myśl “nie stać nas”, cena okazała się niższa niż za dwa łóżka w dormie. Wygodny materac, czysta, biała pościel, telewizor z kablówką, lodówka, pachnące ręczniki i nawet net. Nie chcę go już nigdy opuszczać. Ale muszę, T. chce zwiedzać. Totalny brak zrozumienia.


Mieszkamy tuż obok historycznej części miasta, gdzie w trakcie spaceru siedząca przed domem staruszka krzyczy, że nas zaraz okradną, za dosłownie 30 sekund podchodzi kolejny człowiek i mówi to samo, więc zawracamy na ścieżkę, gdzie więcej uzbrojonej policji.




Mówią, że Urugwaj to Szwajcaria Ameryki Południowej, coś w tym jest, drogo tu. No i może wszystko jest lepiej zorganizowane.

Na ulicach metalowe budki z hot-dogami i najróżniejszymi ich odmianami, główna jadalnie T. Autobusami dostać się można na kilkanaście plaż, robimy rundkę.




Nie wiem co więcej pisać, bo w głowie mam nadal pachnącą pościel, ciepły prysznic i filmy przez całą noc. Powinnam mieć raczej te plaże, ulica, kawiarnie i spacery o zachodzie słońca, ale następną noc spędziłam na macie na lotnisku pod chustą, z głową na kolanach T. i śnił mi się chyba ten pokój z Montevideo.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *