La Paz

Miejsce do kupowania, picia i życia. Trochę wcześnie o mieście poczytałam i ostrzeżono mnie, że jest niebezpiecznie. Idę sobie z plecakiem o 5 rano po mieście, mija mnie chłopak, zatrzymuje się i zaczyna iść za mną, zmieniam stronę ulicy, po drugiej kolejny robi to samo, więc tak sobie zmieniamy te strony. Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że chcieli mi pomóc w dźwiganiu plecaka, a ja jestem zbyt strachliwa. Życie w mieście budzi się do życia i zdecydowanie jest to moja ulubiona pora dnia.

By zbytnio nie przedłużać i nie opowiadać ze szczegółami co i jak, miałam zostać jeden – dwa dni zostałam z tydzień. Spotkałam tam Szymona, który ugościł mnie gorzką żołądkową i doprowadził do gigantycznego kaca. Pokazał również kilka interesujących miejsc, jak restauracje, gdzie można zjeść 3 kursowy obiad na 1.50 euro (z deserem!) i sklepy z 60-letnimi ponczo.

Zakupy pochłonęły sporo czasu, gdyż szukałam odpowiedniego prezętu dla mojego ukochanego małżonka Tomasza, odwiedziłam również market czarownic, by nabyć zdechłą lamę ku szczęściu naszego mieszkania i sok z kaktusa by wyleczyć moje poparzenia.

Doszło również do kolejnej próby gotowania z grupką znajomych. Tym razem nie zatrułam sama siebie, zaś zrobienie jajecznicy zajęło ponad 30 minut (sprzęt dał ciała). Zakupy robiliśmy u czollit, które soczyste owoce i warzywa rozdawały niemalże za darmo.

Jak prawdziwy turysta postanowiłam nie marnować dnia z powodu kaca i wybrałam się na wycieczkę po mieście autobusem turystycznym. Nie polecam. Prawie ugotowałam się pod szklanym dachem i słuchałam angielskiego przewodnika na włoskim kanale. Lepsze to niż spędzenie dnia w łóżku.

Załapałam się również na ślub, gdzie z podziwem obserwowałam tradycyjne i czyste stroje czollit. Dziewczyny dają radę, z tego co opowiadał Szymon również z piciem na imprezie. W okolicach kościoła kręcili się pucybuty, z dokładnie zasłoniętymi twarzami prosili, by nie robić zdjęć. Podobno w tym mieście czyszczenie butów jest nielegalne.

Nocą wylądowałam i w Lokim, który jest w okolicy dosyć znany. Rzucali tam alkoholowe galaretki, nawet jedną złapałam, inni skończyli z nimi we włosach czy twarzach. To i tak zdecydowanie ciekawsza opcja jak spanie z koncertem hard metalowców za płotem, czyli coś na wymiar spania pod sceną do 4 nad ranem.

W czasie, kiedy tam byłam trwały przygotowania do fiesty, więc natknąć się łatwo było można na sporych rozmiarów grupy ćwiczące układy i wyglądało to rewelacyjnie.

2 thoughts on “La Paz”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *