Pierwszy dzień w Sao Paulo

Miałam wstać o poranku i pojechać na lotnisko. Ale dzięki Ana – genialnej dziewczynie, która wybawiła mnie od spędzenia nocy na lotnisku i zaoferowała łóżko, zdołałam choć liznąć Lizbonę. Żydowska dzielnica z uliczkami szerokości chodnika, żółty tramwaj i zamek, w którym można wynająć mieszkanie.

W samolocie łapię schizę. Czy powinnam mieć wizę do Brazylii? Niby sprawdziłam przed wyjazdem, ale odkąd schiza złapana, tak do końca siedziała w mojej głowie. Jedzenie plastikowe, wina nie lali z uśmiechem na twarzy, nie dostałam zaślepki ani szczoteczki do zębów. Tęsknie za British Airlines.

Na lotnisku utworzyły się dwie kolejki – jedna długa dla lokalnych, druga krótka dla obcokrajowców – czytałam, że niby miało być na odwrót. Dostałam pieczątkę, jednak nie potrzebowałam wizy.

W samolocie poznałam buddystę, który zaproponował, żebyśmy wieli razem autobus do miasta. Zgadzam się z rozkoszą, bo wizja wydania na wstępie $70 za taxi nie bardzo mi odpowiadała. Autobusy są niesamowicie wygodne, duże miękkie fotele, klima. Na bagaże naklejają naklejki, więc nie ma bata że torba zginie. Docieramy do pierwszego dworca autobusowego, ludzie niezwykle pomocni, uśmiechają się serdecznie (nie przypominam sobie takich zachowań na dworcu w Warszawie), kolejny autobus, potem taxi i po ponad 2h jazdy ląduję na przeciwko domu trzech amigos. Jest 22:30 i nikt mnie nie zabił, nadal mam oba plecaki. Sao Paulo nie jest takie straszne jak je malują.

Rano Fabio zabiera mnie na targowisko warzywno – owocowe. Idealnie poukładane wierze świeżych i pachnących darów natury. Nie kupujemy nic, wrócimy za 4h, kiedy to wszystko będzie szło za R 2. Wszyscy kolejno nas zaczepiają i nawet nie próbują nic sprzedawać. Dostajemy za to sałatę za darmo.



Spacerujemy po mieście, odwiedzam małą galerię, gdzie Fabio od razu załatwia sobie wystawę, a ja zachwycam się kreską.

Wieczorem bierzemy metro do centrum – ja Fabio i Jackson. Ludzie się na mnie gapią, ja gapię się na ludzi. Noszę kamerę na szyi, chłopcy mówią że to bezpieczne. Po chwili mija nas kobieta mówiąc “uważajcie, to nie jest bezpieczne miejsce na pokazywanie aparatu”.

Na koniec poszliśmy na kawę, która skończyła na mojej jedynej bluzie i jedynych spodniach.

3 thoughts on “Pierwszy dzień w Sao Paulo”

  1. tak tak pisac pisać! poza tym widze ze drobna kosmetyka strony była, i fajnie ze aktualna MARTA no ale teraz to mi sie jakos kiepsko wyswietla, ze te wszystkie boczne kolumienki sa na gorze i zanim do tekstu wlasciwego dojde to sie naprzewijam troche. Takze Tomasz, wez cos zrob z tym :)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *