Arica – bo trzeba dojechać do Patagonii

Troche się zasiedziałam w Peru, w sumie powinnam już zjechać północ i centrum Argentyny. Ale życie to nie bajka, więc zaczęłam zjeżdżać do Patagonii na 8 dni przed umówionym spotkaniem z T., zaś na terminalu (w Arequipa, skąd miałam autobus do granicy z Chile) poszły mi spodnie w kroku aż do pasa, a majtki miałam białe. Opatulona szczelnie w szal (gorąco było) wsiadłam do autobusu i tak zaczęłam jechać. W Tacna zakupić chciałam bilet wprost do Santiago, ale pan w okienku zaczął się śmiać i powiedział, że nie ma biletów (nie załapałam wówczas żartu). Lokalnym busem dojechałam do Arici już w Chile, gdzie okazało się, że wcześniejszy żart polegał na tym, że wszystkie bilety do Santiago na następne 3 dni są wysprzedane. Po szybkim ataku paniki zaczęłam kombinować i nękać wszystkich kolejnych pracowników firm przewoźnych, zarówno osobowych jak i cargo (oświadczyłam, że mogę jechać w luku bagażowym), by otrzymać bilet na wieczór z przesiadką w Amtofagasta.

Korzystając z kilku godzin przerwy pojechałam do centrum miasta, gdzie ludzie wpadli w świąteczny szał i wszystko skupione było na zdobyciu prezentów i przygotowaniach do świątecznej kolacji. Dlatego wraz z parą francuzów skorzystaliśmy z usług Mac Donald’s, gdzie nie było tłoczno.

Za to w autobusie siedziałam obok górnika z kopalni na północy Chile, o której było głośno, ponieważ kilku z jego kolegów utknęło pod ziemią na 60 dni.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *