Tupiza is one of those places where you can sit on a street and watch the sunrise

One guy from the hostel bought me a ticket to Tupiza. Few hours in a bus. Then K. was so good for me! She bought me something to eat, water and cola. Then it was time to go. So I went, me and blockers. The way was quite ok, except for that kid on his mother’s knees, who while sleeping was leaning on me for the whole way. When I finally felt asleep, someone wanted to take the backpack from my knees. It was a policeman, making a bus inspection. I was very nice and even said “thank you”. My friend at the end of the bus wasn’t as wise and she ended up answering all those strange questions.

We got to Tupiza at 4:30 or so. The consequence is that you need to pay double for your room. I didn’t want it, so I’ve spent a couple of hours sitting on my backpack in front of the hostel’s door with three dogs and a guy playing Pavarotti’s songs for me. He asked what I like and that was his interpretation on The Cinematic Orchestra. When the daylight came, we got in (without dogs) but then it was too bright to sleep.

I went on a main plaza and I saw a small boy with a polish flag! Just behind him were all this children dancing around and dressed up like Flinstones, angels or gipsies. They told me it wasn’t a polish flag but hey, screw it! For me it was.



Tupiza to jedno z tych miejsc, gdzie możesz siedzieć na ulicy i patrzeć na wschód słońca

Facet z hotelu kupił mi bilet na autobus do Tupizy. Kilka godzin w autobusie. Potem K. okazała się aniołem. Każąc taksówkarzowi czekać poleciała po jedzenie i picie dla mnie. Potem nadszedł czas by opuścić łóżko. Więc poszłam, ja i pigułki usypiające dupę. Droga nie była zła, może prócz tego chłopca na kolanach matki, śpiącego na mnie przez całą drogę. Gdy w końcu zasnęłam, ktoś próbował wziąć plecak z moich kolan. To był policjant, jeden z kilku przeszukujących autokar. Byłam bardzo grzeczna, nawet podziękowałam. Znajoma tego nie zrobiła i skończyła świecąc paszportem i odpowiadając na te wszystkie dziwne pytania.

Do Tupizy dojechałam o jakiejś 4:30, czego konsekwencją okazać się miało płacenie za pokój podwójnej stawki. Nie chciałam tego, więc spędziłam siedząc przez kilka godzin na plecaku przed drzwiami hostelu, w towarzystwie psów i akompaniamencie Pavarottiego puszczanego przez jednego boliwijczyka siedzącego obok. Spytał co lubię i to była jego interpretacja The Cinematic Orchestra. Wraz ze światłem poranka weszliśmy do środka (bez psów). Było za jasno by spać.

Poszłam na główną plaza i zobaczyłam małego chłopca maszerującego z polską flagą! Tuż za nim tańczyły (lub próbowały) te wszystkie małe dzieci przebrane za flinstonsów, anioły czy cyganów. Powiedzieli mi, że to nie polska flaga, walić to. Dla mnie była polska!



Back to sucre and fight with my ass

So I’m back in Sucre with K. – a belgian girl on a path of love. We want to do sth special so… we went to the big supermarket, just like in Europe. We bought all this cool stuff for corbonare plus a bottle of wine (+ popcorn + nuts) and we went back to the guest house. It was so great to cook again, to have some good wine and all the fun connected with girls’ cooking. And then the night came. We were supposed to get up like 7 am to catch a bus to Tarabuco. Instead I got up at 4 am with a huge stomach pain. I ran to the toilet, there was no toilet paper, I came back, I couldn’t find it, I woke up K. and she couldn’t find it either, then that girl went inside to take a shower (at 4 am!) so I started to panic. K says there’s that other toilet, so I run. It happened few times. I though I’ll die.

Funny thing, I was eating everything on streets and I got sick after what I cooked.

We didn’t go to the market as planned. I’ve decided to spend a day in a bed instead, just like the following days. In the meantime – just because I like a risky life – I’ve made few trips to the local market for lunch and dinner.

I had that idea that it will finely stop, but it didn’t and I ended up on antibiotics and stoppers. Sounds like fun, not really. Try to have a 14h bus drive with no toilets or a 2 days horse riding. Priceless.

Powrót do Sucre i walka z dupą

Zatem jestem w Sucre z K. – dziewczyną, która odnalazła miłość. Postanowiłyśmy zrobić coś wyjątkowego, więc poszłyśmy do tego ogromnego supermarketu, prawie jak w Europie. Oddałyśmy plecaki do szafeczki i kupiłyśmy te wszystkie super produkty na carbonare plus butelkę wina (+ popcorn + orzechy) po czym wróciłyśmy do hostelu. Gotowanie dało nam wiele przyjemności, genialnie jest poszwendać się po kuchni w akompaniamencie wina i dobrego towarzystwa. A potem przyszła noc. Miałyśmy wstać o 7 rano by złapać autobus do Tarabuco, w zamian o 4 rano obudził mnie ból brzucha. Pobiegłam do toalety, nie było papieru, wróciłam do pokoju, nie mogłam go znaleźć, obudziłam K. i ona też nie miała pojęcia gdzie jest, potem ta dziewczyna weszła do łazienki, żeby wziąć prysznic (o 4 rano!), więc zaczęłam panikować. Potem K powiedziała, że jest też ta inna toaleta, więc pobiegłam. Myślałam, że zejdę.

Zabawna rzecz, że jadłam wszystko z blaszanych ulicznych stanowisk a rozchorowałam się po własnoręcznie przygotowanym posiłku.

Więc nie pojechałyśmy na targ, a w zamian postanowiłam spędzić dzień w łóżku, no plus kilka kolejnych. A ponieważ lubię ryzyko, chodziłam na posiłki na lokalny targ.

Potem miałam w głowie ten pomysł, że że w końcu mi przejdzie, wielkie było moje rozczarowanie., a skończyłam na antybiotykach i stoperach. Brzmi zabawnie? Spróbuj spędzić w tym stanie kilkanaście godzin w autobusie bez toalety i dwa dni na koniu to pośmiejemy się razem.

They dance for 30.000.000 Bs.

As it was easy to predict, night after party with miners will be pretty hard. Not only for me, I could hear the sounds of opening bottles all the night long. In the morning it was hard, very hard. I got a ticket for a bus to Sucre and went for a walk. It wasn’t easy though, still at 4000m above the sea level and having a huge hangover.

We’ve met that cute boy with even cuter dog, were walking through narrow streets and then heard some live music. It turned out to be a festival – the final part, where some tribes from all over Bolivia where fighting for 30.000.000 Bs! All dressed up, dancing and singing through the streets of Potosi. How cool is that! If it wasn’t for unbearable heat, hungover and a ticket for the bus, I’d stay till the end.