Save Polaroid!

8 lutego 2008 roku Polaroid Corporation ogłosiła, że zaprzestaje produkcji filmów i że będzie je można nabyć w sklepach do końca tego roku. Po chwili okazało się, że na całym świecie jest pełno fanatyków kwadratowych zdjęć, ich ekstremalności, kolorów i nieprzewidywalności efektu, który likwiduje aparat cyfrowy. Z polaroidem nigdy nie można być pewnym barwy, światła, kadru, a przypadek dyktuje efekt. To wszystko sprawia, że zdjęcia mają duszę i, można powiedzieć, dosłownie zatrzymują chwilę.

Kilku wielbicieli stworzyło stronę Save Polaroid , która poprzez zbieranie danych o filmach, gromadzenie ludzi i dzielenie się swoimi historiami związanymi z “kwadratem”, próbuje znaleźć firmę, która przejęłaby technologię porzuconą przez Polaroid. Od dnia ogłoszenia powstało wiele stron poświęconej tej tematyce, ludzie skanują swoje zdjęcia i pokazują światu, napisano wiele artykułów, wysłano niejeden oficjalny list, jednak jak zawsze, wszystko leży w rękach ludu.

Guerrillas Gardening

W erze dziury ozonowej, efektu cieplarnianego, wysychania mórz i ton śmieci, które nie chcą się już na tej planecie mieścić, natura ustępuje miejsca człowiekowi, a raczej jego potrzebom. Mamy piękne mieszkania i samochody, ale za jakis czas zabraknie nam “parku na piknik”. Natura krzyczy o pomoc, a my tego nie słyszymy.

Ekolodzy walczą, rządy się interesują, ale każde legalne działanie wymaga pozwolenia, pieczątki, stania w kolejce, często bez efektu i po tysiąckroć tłumaczenia się przed kolejnymi urzędnikami i niezainteresowanymi. Wszystko męczy, potrafi ochłodzić zapał, można zapomnieć, o co właściwie nam chodziło…

Ludzie, którzy postanowili dać środowisku miłość, na którą zasługuje, stworzyli Guerrilla Gardening , czyli zazielenianie wolnych miejskich obszarów, nie koniecznie z pozwoleniem.

Sprawa wygląda prosto: znajdź zaniedbany kawałek gruntu, zrób projekt, zaopatrz się w roślinki (ze znajomych ogrodów czy przyjaznych sprzedawców), poinformuj znajomych o swoim pomyśle, kilka litrów wody i do dzieła. Wszystko zależy od terenu, czasami można zazieleniać w ciągu dnia, czasem w nocy, jednak efekt jest zawsze ten sam – piękno natury. I, choć to egoistyczne, ma się to wrażenie, że jesteś elementem czegoś ważnego i poznajesz ludzi z pasją i marzeniami, którzy mogą już zostać w twoim życiu.

Fotografia według Diane Arbus

Arbus znana jest z robienia zdjęć ludziom, których sama określała mianem “dziwolągów”: transwestytów, nudystów, cyrkowców, karłów, niepełnosprawnych. Za pomocą aparatu starała się również pokazać emocjonalną prawdę, która według niej kryła się za maskami, które przybierają ludzie.

W sposób wyjątkowy uwieczniała jednostki z marginesów amerykańskiej społeczności, stawiając ich w pierwszym rzędzie. Do dnia pierwszej wystawy w Museum of Modern Art, obiekty jej prac nie były poprostu zauważane, nie mówiło się o nich. Reakcje ludzi na zdjęcia przedstawiające np. dwóch usmiechniętych transwestytów były tak ekstremalne, że przez wiele dni pracownicy muzeum zmuszeni byli do ścierania z nich napluć. Czasy się zmieniły i, przy udziale Arbus, świat się otworzył, co zaowocowało programem Jerry Springera czy show transwestytów.

Przed popełnieniem samobójstwa w 1971 roku, Arbus zrobiła zdjęcie gigantowi Eddiemu Carmel. Fotografia przedstawia kulącego się Edego, próbującego zmieścić w pokoju tuż obok rodziców “normanego” wzrostu. Matka patrzy na niego ze strachem i grozą. Komentując to zdjęcie Arbus stwierdziła, że chciała ująć zmaterializowany koszmar kobiety w ciąży, która boi się, że jej dziecko urodzi się jako potwór. Ten koszmar widać w oczach matki.

Arbus próbowała pokazać, że nie jest możliwym wejść w czyjąś skórę i poczucie czyjejś tragedi jak swojej własnej. Większość ludzi przechodzi przez życie obawiając się, że przydarzy im się coś strasznego. Ludzie, których fotografowała, urodzili się ze swoją traumą, zdali swój egzamin w życiu i, według niej, są już arystokratami.

Nie wybieraj partnera na pigułkach

“Rzeczpospolita” właśnie mnie poinformowała, że popełniłam poważny błąd przy wyborze T. na partnera życiowego. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że jesteśmy już małżeństwem. Za wszystko winią pigułki a.!

To one zmusiły mnie podstępnie do kilkuletniego związku, wesela, wielogodzinnych (przyjemnych) rozmów, wspólnych wyjazdów, codziennego odkrywania, że bardziej go kocham, planowania przyszłości, rozpamiętywania z uśmiechem przeszłości i wspólnej codzienności. Co prawda po ich odstawieniu nic się nie zmieniło, ale nadal!

Według testu Wedekinda kobiety zażywające pigułki, które przy wyborze takiego rodzaju kierują się zapachem, wybierają geny zgodności tkankowej najbardziej podobne od ich własnych.  Zaś po odstawieniu pigułek, geny najbardziej odmienne.

Zastanawiam się teraz, jak powiedzieć większości moich koleżanek, żeby dały sobie spokój ze swoimi chłopcami…