Twin Peaks i napiwki

Wczoraj byłam częścią ponad godzinnej rozmowy na temat napiwków w USA. Nie dotyczyła ona kwestii ich zostawiania bądź też nie, ale oczekiwanej wysokości. Nie wiem czy kiedykolwiek zostawiając napiwek zastanawialiście się, czy ktoś z restauracji za wami wyjdzie i zwróci uwagę, że był on za mały. Otóż Amerykanie podobno się tego obawiają. Znajoma dzwoni od czasu do czasu do swojego ojca żeby zapytać, ile powinna zostawić. Amerykanie to niesamowici ludzie.

Gdybyście się zastanawiali jakie obowiązują zasady, przedstawię kilka:
– w restauracji zawsze 20%, chyba, że serwis był tragiczny, wtedy 10%(!)
– za wniesienie walizek do hotelu – $1 za każdą,
– jeśli zamawia się kawę na wynos, nie trzeba, ale jeśli zamawia się kawę i ktoś przyniesie ją do stolika – $2 (kawa kosztuje $2-4, więc nieco mnie to zdziwiło),– taksówka – 10%,
– w pokoju hotelowym za sprzątanie ponoć ile dusza zapragnie,
– w barze zostawia się za każde piwo/drinka kilka dolarów, gdy się nie zostawi, ryzykuje się problem z obsługą przy następnym zamówieniu. I tak, dla przykładu, jeśli drink kosztuje $14, to powinno się zostawić dodatkowo $5.

Jedno jest pewne, nie jest łatwo, bo wg Amerykanów, gdy idzie się na burgera z piwem i rachunek zgodnie z kartą wynosi $15, nie oznacza to, że tyle się zapłaci. Zawsze należy dodać do tego %podatku + %napiwku. Kelnerzy i barmani w USA to szczęściarze, mogą żyć z napiwków.

A w ramach powrotu do odkopywania się z zaległości i ogarniania zdjęć, kilka z Twin Peaks. Idealne miejsce, by zobaczyć panoramę miasta. Jedyna sugestia – weźcie kurtkę chroniącą od wiatru, bo wiatr w San Francisco to nie przelewki.

Plaża i ocean


Ostatnie tygodnie to czas ciągłej akcji. Było Las Vegas, Alcatraz, wycieczka rowerowa, którą niemalże przypłaciłam wypluciem płuc, testowanie win, niezapomniane noce i ciężkie poranki. Nie mam pojęcia od czego zacząć, więc skupię się na chwili przyjemnej. Plaża, ocean przed oczami, trawa pod pupą, piasek pod stopami i Prosecco w ręku. Wiatr wiał jak szalony, temperatura nie należała do najprzyjemniejszych, ale towarzystwo spisało się na medal, a możliwość patrzenia na ocean jest bezcenna.
Pogoda w San Francisco to jedna z rzeczy, której nie da się przewidzieć. Było już lato, środek zimy, jesień i wiosna. Drzewa kwitną, temperatura spada w okolice zera, słońce grzeje jak szalone, a wiatr przeszywa do szpiku kości. Nie mam pojęcia jak się ubierać. Mark Twain powiedział, że najzimniejszą zimę przeżył latem w San Francisco. Coś w tym jest.