Pleśna. Sea. Snow. Beach. Good people. Fireplace.

I’ve never seen a beach covered with snow, a sea with a broken ice, cats fishing a fish from a cold sea. I’ve never been to Pleśna before and I truly regret that I got there so late. I can hardly remember the last time I was crawling in a snow, drying my hair next to the fireplace and taking a part in a crazy sleigh ride. Snow in my eyes, happiness in my heart.

Pleśna. Morze. Śnieg. Dobrzy ludzie. Ogień w kominku.

Nigdy wcześniej nie widziałam plaży pokrytej śniegiem, brzegu morza z popękanym lodem, kotów wcinających surową rybę wyłowioną z lodowatej wody. Nigdy wcześniej nie byłam w Pleśnej i żałuję, że dotarłam tam tak późno. Dawno tak nie wymarzłam, nie czołgałam się po śniegu, nie suszyłam włosów przy kominku i nie brałam udziału w kuligu. A było to nie byle co, bo poduszki w workach na kartofle obwiązane sznurem i ciągnięte w zastraszającym tępie, wszystko dzięki pomysłowemu M., który brak sanek nie uznał za przeszkodę. Śnieg w oczach i szczęście w sercu.

Wycieczka na Dolny Śląsk. Jedziemy w Sokoliki.

Zaledwie kilka godzin drogi od Berlina leży cudowne miejsce, o którego istnieniu do tej pory nie wiedziałam – Sokoliki.

Jedyne co zakładałam jadąc tam, to że powłóczę się po lasach, skorzystam ze złotej polskiej jesieni i pośpię pod namiotem. Zastanawiałam się przez chwilę nad budzeniem się rano w kałuży gdyby padało, ale usłyszałam, że są w Taborze (gdzie się zatrzymaliśmy) drewniane podesty, na których można się rozbić, także problem odpada. Sam Tabór leży w pobliżu skałek, na obrzeżach lasu i jest miejscem cudownym. Zero elektryczności czy światła, do toalety chodzi się nocą z latarką, jedzenie gotuje się na butlach gazowych, o ile zabrało się naczynia. Nasza mała grupa miała za sobą nawet włoski ekspres, więc dzień rozpoczynaliśmy od świeżo zaparzonej kawy.

A po kawie i śniadaniu marszem w las. Oczywiście kierunek skałki. Razem z T. absolutnie nie pisaliśmy się na wspinaczkę, nawet zapowiadaliśmy, że interesują nas tylko i wyłącznie spacery po lesie. Jednak na pytanie czy chcę spróbować odpowiedziałam tak i skończyło się na wielkiej miłości, ekscytacji i satysfakcji. Nie wiem czy ktoś z was wspinał się po skałkach. Nie jest to proste, czasem nie miałam pojęcia co zrobić dalej, jednak dzięki uporowi i świetnych wskazówkach Marcina i Agi, osiągnęłam cel i to kilkukrotnie. Zdecydowanie nie był to ostatni raz, a świnka skarbonka ma już kilka pierwszych miedziaków na sprzęt.