Wielki Mur Chiński

Wycieczka po chińskim murze kojarzy mi się z nieopisanym zimnem. Lodowate powietrze z tak silnym wiatrem, że spychał na boki.

Mur jest długi, nawet bardzo i stary, też bardzo. Czasem nie da się dalej iść, bo brakuje jego części. Na dłuższy opis miejsca trzba będzie poczekać do kolejnej wyprawy w letnim klimacie, bo w mojej pamięci jest zimno, lód, skostniałe palce, walka z wiatrem mrożącym twarz i chińscy turyści.

Mimo wszystko to coś, co trzeba zobaczyć.

Beijing Concert Hall

W Pekinie jest jedno miejsce, gdzie na wodzi stoi budowla przypominająca statek koszmiczny, który akurat zrobił przerwę na tankowanie – pekińska sala koncertowa. Ma kształt fasolki w części wykonanej ze szkła i drewna. Wchodzi się do niego korytarzem ulokowanym pod sztucznym jeziorem, co sprawiło na początku wrażenie, że nie można się do budynku dostać, bo okrążając wodę nie widać było nigdzie wejścia.

Wnętrze ma kilka pięter, każde urządzone nowocześnie i ze smakiem.

Prócz kilku interesujących wystaw jest kawiarnia z wyjątkowo drogą kawą i sklep z suwenirami, na środku którego pracownik obcina paznokcie sprzedawanym sprzętem. Zeszliśmy chyba kilka km szukając szczeliny do sali głównej, jednak nie udało się. Odwiedziliśmy te mniejsze, by zobaczyć tę najważniejszą trzeba sie będzie wybrać na koncert.

789 Art District, Pekin

Autobusy w Pekinie mają telewizory i głosową informację o nadchodzącym przystanku po angielsku, prócz której nikt w tym języku nie mówi. Ale ale, gdy powie się nazwę wymarzonej stacji, przypomną, by na niej wysiąść. Moja pierwsza wycieczka tym uroczym środkiem transportu skończyła się jazdą w przeciwnym kierunku, ale dzięki temu kontrolerka nie skasowała mnie za bilet.

789 Art District to stara fabryka elektroniki, a obecnie zagłębie sztuki. Odnowiono budynki zostawiając metalowe konstrukcje i wstawiono sztukę wszelkiego rodzaju – fotografię, obrazy, konstrukcję, rzeźby oraz sklepiki z oginalnymi gadżetami i ubraniami. Można tam spędzić cały dzień, posiłkując się kawą czy lunchem w jednej z uroczych knajpek.

Chińskie fast foody używają normalnych talerzy. To nawet fajne i takie ekologiczne.

Zakazane miasto, Pekin

Do Pekinu dolecieliśmy. Na pokładzie puszczali brytyjskie skecze, których nie rozumiałam i podali obrzydliwy posiłek. Wylądowaliśmy na wojskowym lotnisku w środku nocy. Udało nam się wsiąść do shuttle bus, pomimo, że nie chcieli nas wpuścić. Założenie było takie, że gdziekolwiek nas wywiozą zapłacimy mniej niż za taksówkę do miasta. Wysadzili nas przy zakazanym mieście, ale było tak nieziemsko zimno, że od razu złapaliśmy taxi do Leo Hostel. Pekin wita nas lodem na ulicach i w powietrzu. Nasze puchowe kurtki, czapki i rękawiczki nie dają sobie z tym rady.

Zakazane miasto jest piękne i majestatyczne, a na wejściu wita nas Mao.

Słuchałam Chinki mówiącej po polsku z elektronicznego przewodnika. Opowiada o cesarzach i budowlach, które mają niezłą historię. Np. przywieziono kamienną bryłę w jednym kawałku z wioski oddalonej o 50 km za pomocą drogi lodowej. Zrobiono to 500 lat temu, przygotowano drogę i czekano na zimę. Ciągnąc bryłę polewano drogę wodą i tak za pomocą siły ludzkiej, wołów i koni po kilku miesiącach bryła została dociągnięta. Współpraca popłaca a efekt piorunujący.

Giant Panda Park, Chengdu

W parku jesteśmy już o 8:30, bo chemy zobaczyć karmienie. Są tam czerwone pandy i te ogromne też. Czerwone wyglądają nieco jak szopy pracze, tyle, że czerwone, są bardzo ruchliwe, wciąż się ganiają.

Giganty nieco wolniejsze i spokojniejsze – albo jedzą liście bambusa, albo śpią. Wyglądają jak niedźwiedzie w łatki. Podobno ze względu na pożywienie nie mają dużo energii i stosunek płciowy to dla nich niezłe wyzwanie, ale by dosięgnąć listka wiszą na jednej łapie na czybku drzewa.

W parku idziemy do kina i dowiadujemy się sporo interesujących faktów na temat tych niezwykłych zwierząt. Np. ich dzieci mają wielkość 1/1000 matki i wyglądają jak łyse krety, czyli są ciupkie i różowe. Poród jest dla świerzych matek często szokiem i mogą skrzywdzić małe, bo są zdziwione, że nagle coś tak dziwnego z nich wyskoczyło. Przy kolejnym mają już wprawę.

Pandy są samotnikami, zarówno samce jak i samice, co sprawia, ze ciężko im odnaleść partnera na gody, co doprowadziło do zagrożenia gatunku.