Przy wejściu na lotnisko zostajemy starannie przeszukani przez strażników ze sporymi pistoletami. Próbują nas pozbawić spreji na owady, bo zagraża on samolotowi. Jest 3 w nocy, nie spałam od 2 dni, zirytowało mnie to, wywołałam burzę, T zainterweniował, spreje oddali.
Po wylądowaniu ogłuszono nas propozycjami podwózki do Donsol za “jedyne” 1500 Peso. Grzecznie dziękują, a jeden Pan nie rezygnuje. Tłumaczę mu, że nic z tego, bo wolę busa za 65 Peso. Zaproponował zniżkę 200 Peso. Pytam, czy na prawdę myśli, że to mnie przekona. Odszedł.
Nie wiemy gdzie jesteśmy (powoli przyzwyczajamy się do takiego stanu rzeczy, bez sensu kupować mapę każdego kolejnego miasta), bierzemy trycycle na terminal. Znalazł się bus za 65 Peso, czekamy jakąś godzinę, aż pasażerowie zapełnią pojazd. W międzyczasie uroczy Filipińczyk próbuje sprzedać mi maczety ostre jak brzytwa, ewentualnie nożyce krawieckie. Po doświadczeniach z Malezji prawie się zdecydowałam. Po godzinie lądujemy w centrum Donsol, stamtąd kilka minut trycyclem i jesteśmy.
Nasz dom na palach jest rewelacyjny. Zbudowany w tradycyjnym stylu, z bambusową podłogą i wyplatanymi z liści palmowych ścianami. Jest tam łóżko z moskitierą, co pozwala na noce z poczuciem owad-free. Przed oknem bambusowa ławka z widokiem na morze.
W miasteczku wielki festyn, wybierają małą miss. Z czasem orientujemy się, że staliśmy się największą atrakcją. Lokalni zamknęli nas w kółko i zamiast na estradę patrzą się na nas, śmiejąc się i wskazując palcami. Po chwili po kolei proszą, byśmy robili im zdjęcia, wtedy organizujemy spokojny odwrót.
Z samego rana siedzimy już na łódce i płyniemy w poszukiwaniu whale sharks. Dwóch Filipińczyków stoi na palach i wypatruje ryb.
Po godzinie przewodnik krzyczy, by się szykować. Siadamy na boku łodzi i gdy ta jeszcze płynie, skaczemy do wody. Nagle słyszę krzyk, ba patrzeć pod wodę. W to, co widzę, ciężko mi uwierzyć nawet po czasie. Ogromny whale shark jest tuż przede mną, w odległości tak bliskiej, że zaczynam płynąć wstecz z obawy, że go kopnę. Łeb ma około 1m szerokości. Przepływa pode mną 7m pięknej ryby. Próbuję go gonić, ale to co wygląda na delikatne machnięcie płetwą jest dla mnie zbyt szybkie.