Mieliśmy wpaść tylko na chwilę, ale miasto nas tak oczarowało, że zostaliśmy dłużej. Zakwaterowaliśmy się w Sunrise Lodge z pokojem ulokowanym na dachu, wychodkiem w komurce, prysznicem z kubła, ogromnym tarasem i widokien na Ganges. Jakiś czas temu odkryto pod budynkiem świątynię i właściciel zrekonstruował ją w ramach swojego budżetu. Także jest to religijny hotel, gdzie na prawo idziesz do pokoi a na lewo na modły. Faktem jest, że człowiek ten jest jednym z nielicznych hindusów, spośród tych, których na naszej drodze napotkaliśmy, który był bardziej dla nas niż my dla niego.
Na schodach tuż przy budynku kobieta suszy placki z kupy. Zbiera ją codziennie po krowach, ubija, porcjuje i rozbija. Sprzedaje 2 za 1 Rp. Możn w nich piec placki i warzywa i są podobno bardzo zdrowe, bo bez gazu (jakkolwiek dziwnie to brzmi). Pierwszego ranka obserwowaliśmy grupę sadu przygotowujących posiłek tuż pod naszym balkonem. Wszystkie jego elementy otrzymali w darze i chojnie się nim podzielili z innymi.
Idziemy zobaczyć rytuał palenia ciał przy rzece. Okazuje się, że miejsce to znajduje się jakieś 200 m od naszego GH. Ktoś prosi po drodze, żebym schowała aparat. Nie zamierzałam robić zdjęć, ale oczywiście chowam. Siadamy na schodach, przed nami kilka palenisk, pomiędzy nimi żałobnicy i … krowy. Co chwila donoszą nowe ciała owinięte w złote materiały na bambusowych noszach. Za ciałem idą żałobnicy, mężczyźni, gdyż kobiety nie są dozwolone (podobno zdarzało się w przeszłości, że rodzina zmarłego męża wpychała wdowę do ognia, bo jej życie nie ma sensu bez męża). Ciało maczane jest w Gangesie, nastęnie palone i rodzina obchodzi stos 5 razy. Rodzaj użytego drewna zależy od przynależności do kasty i zasobności portfela. Najważniejszym jest jednak, że poprzez spalenie zwłok w tym szczególnym miekscu wypuszcza się ducha z cyklu reinkarnacji i uwalnia z życia na ziemi.
50 m dalej dzieci puszczają latawce, hindusi kąpią się, myją zęby i piorą, po czym suszą rzeczy poprzez rozłożenie ich na schodach.
Wchodząc w głąb miasta gwarantowane jest zgubienie się w wąskich, krętych uliczkach, które nie wiadomo gdzie prowadzą. Co otwór to sklep. Alejki są chyba podzielone na okręgi ze słodkościami, tkaninami itd. Naokoło jest raczej brudno, ale kolory ścian i ubrań sprawiają, że wszystko jest piękne.Czasem drogę zagrodzi krowa, czasem zepchnie swoim cielskiem na ściane lub potrąci rogiem. Jeden rowerzysta potrącił krowę pedałem, więc zszedł z roweru i ją przeprosił.
Zrobiliśmy rundkę po sklepach ze słodkościami. Robione są one na bazie koziego sera, karmelu i wielu innych składników. Efektem jest wyłączenie T. z obiegu na kilka kolejnych dni.
W nocy, ok 3 rano do Gangesu schodzi prawdziwy Sadu, chudy, stary,skupiony na modlitwie, myjący się, składając jednocześnie hołd Gangesowi i słońcu. Jest tak wychudzony, że przewrócenie grozi pewnie połamaniem się.
Poważnie zastanawiamy się nad zakupem koszulek z napisem “NO BOAT”, bo zaczepiają nas co 5 sekund. Czasem siedzi taka grupka właścicieli łodzi i każdy pyta z osobna, jeden po drugim, no cóż, z każdym krokiem możemy przecież zmienić zdanie.