1h na motorze, 2h w bańce, 1h na trycycle, 2h w samolocie, 1h w taksówce, 12h w autokarze w temperaturze -5* plus 1h przerwy na naprawę pojazdu, 15 minut na trycycle i już jesteśmy w Bananue.
W autokarze przypisano nam miejsca z samego przodu, początkowo cieszyłam się, że będziemy mili więcej miejsca, po czym zrozumiałam, że niekoniecznie. Z przodu pojazdu, tuż obok kierowcy i tym samym nas, siedziało około 5-ciu chłopa. Pogawędkom i śmiechom nie było końca. Około 2 w nocy panowie rozłożyli się tuż przy naszych nogach do nocnej drzemki. Odcięli nam tym samym drogę do toalety, czy gdziekolwiek indziej.
Z tarasu naszego domu gościnnego widać tarasy ryżowe i porozrzucane pomiędzy nimi betonowe domy. W przeciągu godziny wszystko stopniowo zakryła mgła.
W Bananue nie dzieje się wiele, jest to chyba głównie miasto tranzytowe, z którego łatwiej się dostać do Batad. Skupiskiem akcji jest podziemny targ, umiejscowiony w piwnicy pod zabudowaniami miasta. Pomimo deszczu i wysokiej wilgotności pachniało tam owocoami i gdzieniegdzie przebijała się ryba.